Mawiają, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Mnie to się czasem wydaje, że dzieli nas znacznie więcej, ale nie o tym będzie mój dzisiejszy tekst. Odkąd mieszkam w Trójmieście, mam okazję uczestniczyć w naprawdę ciekawych wydarzeniach, zwłaszcza dla kobiet. I siedzę tam sobie wtedy patrząc zauroczona i podbudowana tym, jakimi cudownymi jesteśmy istotami. Tak wiele potrafimy osiągać, z tyloma rzeczami sobie radzić i tak wiele zgoła odmiennych spraw godzić. Wenusjanki, bo to o nich właśnie piszę, to jedno z takich wydarzeń, kiedy mogę poczuć swoją kobiecą siłę i pobyć naprawdę kobietą. To w trakcie tych spotkań jestem dumna z tego, że posiadam właśnie tą, a nie inną płeć. Co spotkanie to inna tematyka. Tym razem, rzecz dotyczyła medycyny estetycznej. Nie obyło się bez uczty dla naszego podniebienia, w postaci degustacji szampana oraz przekąsek, niezwykle wyszukanych i podanych w tak cudowny sposób, że szkoda było naruszyć tę konstrukcję. Zatem w tych oto wyjątkowych okolicznościach, my kobiety, mogłyśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat owej medycyny, obalić parę mitów oraz zastygnąć w zaskoczeniu, co do na przykład wieku, w którym już według pani doktor, rozpoczynać należy korzystanie, z pierwszych form owej pomocy. Najbardziej ubawił mnie mit o tym, jakoby kobiety, zwłaszcza Celebrytki, wstrzykiwały sobie botox w usta, aby zwiększyć ich objętość. Po wiedzy jaką podzieliła się z nami Specjalistka wynika, że gdyby istotnie wstrzykiwać botox w usta, to wyglądałybyśmy co najmniej jak bokser po walce, w której obrywał głównie w twarz. Kwas, który stanowi ów botox sprawia, że zostaje upośledzone funkcjonowanie mięśnia, w okolice którego jest wstrzykiwany. I podczas gdy przydatne bywa takowe upośledzenie przy łagodzeniu zmarszczek wokół oczu, tudzież na czole, to w ustach dokonałoby takiego spustoszenia, że wary opadłyby nam w dół, uniemożliwiając jakąkolwiek wypowiedź, o uśmiechu nie wspomnę. A każda taka próba, kończyłaby się dla naszego rozmówcy ubawem po pachy, popuszczeniem ze śmiechu albo zwyczajnie strumieniem śliny na twarzy.
Jak zwykle, na tego typu spotkaniach dla kobiet, nasza obecność jest doceniana przez organizatorów i zaproszonych prelegentów, w postaci różnego typu drobnych lub wartościowszych upominków. Są to karnety, vouchery, próbki kosmetyków, czasopisma, gadżety. Jest oczywiście również konkurs wizytówek…i tu po raz kolejny, przypominam sobie o braku własnych :/
W trakcie wystąpienia pana zajmującego się dystrybucją szampana z Pernod Ricard, mogłyśmy popróbować różnych gatunków, sprawdzić ich smak i odczucia w ustach po przełknięciu. W ramach mini warsztatów, mogłyśmy spróbować dwóch metod otwierania butelek. Z tego co się orientuje, firma którą reprezentował ten właśnie prelegent,rozprowadza nie tylko ten trunek, ale i wiele innych, szlachetnych alkoholi….jeśli można się tak wypowiedzieć na temat alkoholi wszak to, co się z nami dzieje po ich spożyciu, nie zawsze bywa szlachetne…Pomińmy zatem jego konsekwencje, a powróćmy do działania…
Nie byłam tam w pojedynkę, zatem mogłam wraz z koleżanką Małgosią, powymieniać się spostrzeżeniami oraz dzielić głupawkę po degustacyjną. Słuchanie kolejnej prelegentki i zarazem sponsora jednej z wartościowszych nagród, właścicielki Wioski Hobbitów, w której można wynajmować pokoje na noclegi oraz korzystać z różnego rodzaju atrakcji, o wiele przyjemniej przebiegało z kieliszkiem szampana w dłoni.
Całość wydarzenia rozpoczynałyśmy w większości z gronie mało znanych nam, przepięknych kobiet, a kończyłyśmy z iście zażyłym pożegnaniem słowami:
„To co, widzimy się w listopadzie na degustacji whisky?”
Z pewnością w tym momencie, brzmi to jak spotkanie libacyjne, lecz spieszę wyjaśnić, że nikt na sali się nie upił, a najnormalniej w świecie nastroje i morale nam się poprawiły, dystans się zmniejszył i ot cała historia 😉